Dieta Dąbrowskiej a bieganie [dzień 14, sobota]

, blados

Na ostatni dzień diety planowałem kolejny traithlonik o poranku. Siły bynajmniej mnie nie opuszczały mimo weganowania przez ostatnie dwa tygodnie. Po skończonym biegu usłyszałem dziecko u góry i już wiedziałem, że to raczej pieśń przyszłego tygodnia...

Jak zatem zaświętować koniec diety? Udajmy się na grilla! Niewielka kameralna ogrodowa imprezka z mięskiem i piwkiem. Do północy jeszcze daleko. Poproszę szklankę wody. Nie było ciężko. To przepowiadane uczucie braku głodu w końcu mnie dopadło. Rzuć zresztą okiem poniżej na to, co zjadłem. Aż oczy bolą.

Północ się zbliżała ale góra jedzenia do zjedzenia po tej magicznej godzinie wcale nie rosła. Ot, zwykły dzień.

I nastał koniec. Bez fajerwerków. Bez szampana. Bez udźca barana w kąciku ust. Dałem radę a skoro mi się udało to i Ty sobie poradzisz. Powodzenia!

W ostatni dzień podano do stołu: