Grill a sprawa pracy

, blados

Piątek

Widzę, że oferta pracy jakby pode mnie skrojona. Zadzwonię. Pani z agencji mówi tra la la, że CV chce. Proszę bardzo, zaraz wyśle. Pani mówi, że nie wie czy zdąży je przejrzeć bo do Manchesteru jedzie. Mówię: nie szkodzi. Kończę, wysyłam i zapominam.

Sobota

Pogoda jest. Prań siedem też. I dzień skończony.

Niedziela

Lato, lato wszędzie tej wiosny. Nie trzeba długo czekać na podjecie męskiej decyzji: grill. Południe letniego dnia minęło a kolejny dylemat czeka na rozwiązanie - gdzie będzie można dostać kiełbę (zwaną również giętą). Polskich sklepów z prawdziwego zdarzenia u nas pod dostatkiem (sztuk: 2) ale godzina już druga dochodziła... Polakom dwa razy nie potrzeba słońca zapalać, żeby dać sygnał do łomżingu (oj, to się nie przyjmie). Akcja sklep - jeden i drugi. Na półkach tylko wiatr hula, takie pustaki. Czekaj, ziom mówi. Jest przecież Lidl. Widziałem niedawno, że tam śląska była. Ludzie tu niekumaci, na pewno jej nie ruszyli. Weszli zatem, i z daleko widzieli puste miejsce na lodowej półce. Silesian sausage. Gone.

Rzut butem dalej nielubiany przez nikogo market polski, niedawno otwarty, nie wliczany jednak do kategorii sklepów. Może tam? Tak. Wszystko już mamy. Zaczynamy.

Poniedziałek

Nie czuje się najlepiej, chyba mnie plecy bolą od leżaka. Zostanę w domu. Przypomniałem sobie o pani z Manchesteru. Dzwonię. A ona na to, że nie otrzymała emaila. A ja, że wysłałem. No to ona, że mieli problemy z pocztą, to może jeszcze raz. Dobra. Wysyłam. Tik-tak, dziesięć minut minęło. I owszem, owszem, ładnie to na papierze wygląda - mówi pani. Wysyłam do klienta.

Wtorek

Trochę lepiej ale... zostanę w domu.

Środa

Cześć pracy, ale ten tydzień szybko mija, co nie? Już środeczek... A właśnie, droga szefowo, potrzebowałbym czwarteczek wolny. Damy radę? No oczywiście, że w piątek będę, jakże mógłbym piąteczek sobie odpuścić!

Czwartek

~ Jesteśmy małą firmą i działamy inaczej niż korporacja. Kończymy własnie tę rozmowę i chwilę po naszej wewnętrznej naradzie możesz otrzymać telefon. Może być nawet tak, że nie zdążysz dojść do samochodu na parkingu a już będziesz zatrudniony. ~ OK. - mówię. Wychodzę. Powoli opuszczam tę firmkę i spokojnym krokiem zmierzam do samochodu. Jakby w zwolnionyyyyym teeemmmpiieee... Sprawdzam telefon. Nic. Idę dalej a telefon wciąż się nie odzywa. Wsiadam do samochodu. Cisza. Hm. Nic to, jadę do domu.

Wieczorem za to dzwoni szef wszystkich szefów i pyta, czy mogę wypowiedzenie jutro wręczyć, żeby zacząć już za miesiąc u nich. Rzecz do przemyślenia ale zaraz, zaraz: skąd ten ambaras, jeszcze oferty nie dostałem? Kolejny telefon, kiedy mógłbym zacząć. Dobra myśl mnie nie opuszcza...

Piątek

Jest email o poranku. Chcemy Cię ASAP. Kończ Waść tę aktualną brudną robotę i dołącz do nas. OK, ale to dopiero początek.