Możesz wejść do tej samej rzeki dwa razy

, blados

No jasne, że możesz. Ale rzeka będzie tą samą tylko z nazwy. Nie zagłębiając się w szczegóły to nawet jeśli rzeka jest identyczna (a nie jest), to Ty jesteś zmieniony (aha, aha). I Twoje postrzeganie rzeki, tej rzeki. Bez dalszego lania wody, do rzeczy.

A rzecz urodziła się w okolicach pierwszego tygodnia marca. Przesłanki ku takiemu obrotowi spraw nadciągały od początku roku. Wtedy też zaczałem rozglądać się za innym miejscem zatrudnienia. Pierwsze dni marca skrystalizowały oraz zintensyfikowały działania. Idealny obraz firmy oraz kultury organizacji sprzedany na rozmowie kwalifikacyjnej kilka miesięcy wcześniej zaczął zbyt mocno odbiegać od rzeczywistości. A tej ani kijem ani marchewką nie można było nagiąć, gdyż złamałoby to dwie podstawowe zasady Fight Cl... a nie, to inny film - dwie podstawowe zasady panujące w firmie:

  1. Szef ma zawsze rację.
  2. Jeśli szef nie ma racji, patrz punkt pierwszy.

Może i lekka doza naiwności sprawiała, że początkowe rysy na spiżowym posągu organizacji nie odbierałem jako znaków alarmowych. Nie pracowałem wcześniej w małej firmie, byłem nowy, nie znałem się. Ale w końcu powiedziałem sobie dość.i wypowiedziałem się. Najciekawsze miało jednak nastąpić i było wciąż przede mną. Co robić panie premierze aby nie zostać bezrobotnym bez roboty?

Znany rytuał: standardowa procedura odkurzenia CV, aktualizacja profili na serwisach pracowych, aktywacja codziennego spamu z najnowszymi ofertami spełniającymi założone kryteria. Po drodze wpadłem na nieznaną mi wcześniej opcję eksportu kontaktów z LinkedIna, za którą podążyła myśl aby napisać spersonalizowaną wiadomość do każdego, kogo mam w tej sieci. Nie zrobiłem tego. Przyjdzie na to pora następną razą. Tym razem uderzyłem bezpośrednio w wybrane kontakty. Machina ruszyła. Jeśli wszystko miało pójść zgodnie z planem, pracę zmienię 1 kwietnia. Lepszej daty nie będzie na uaktualnienie profilu!

Zanim poczułem twardy grunt pod nogami, aplikowałem na te najciekawsze pozycje. Pierwsza zaskoczyła dość szybko - już po kilku godzinach rozmawiałem z rekruterem. Wszystko ładnie oraz pięknie, CV się podoba, podobny typ pracy, itp. Przezornie dodałem, że dni kilka do PL wybywam, ale jeśli zajdzie potrzeba mogę być przepytywany przez Skype. Mijały godziny i dni a on nie dzwonił. Nie pisał. Wieczorną porą w dzień powrotu do UK dostałem emaila z krzykliwym nagłówkiem, że PILNE. Pisal krótko, że jest was trzech kandydatów wybranych z tysiąców i klient prosi o poświęcenie 5 minut na przystąpienie do wideo rozmowy kwalifikacyjnej (video interview). Niech zwycięży najlepszy!

Nie odpisałem ani słowem ale zanim padłem na twarz zdążyłem ustawić budzik na 5 rano. Poranek nie rozpoczął się radosnym wstaniem z łóżka na dźwięk alarmu, i zanim doprowadziłem się do stanu używalności oraz przygotowałem laptopa, oświetlenie, strój oraz twarz była już 6:45. Odpaliłem podanego linka...

Na czym owa rozmowa miała polegać? Na ekranie wyświetlone jest pytanie, 30 sekund na zastanowienie się, po czym kamera... akcja! Dwie minuty na odpowiedź. Kiedy twój elokwetny wywód uznasz za zakończony, możesz delektować się swoją produkcją w nieskończoność. Następnie stajesz przed wyzwaniem: czy ta idealna odpowiedź może być jeszcze lepsza? Czy można wspiąć się jeszcze wyższe wyżyny intelektualne? Oczywiście... że nie, więc wysyłasz to dzieło. Jednak przy słabszym dniu, możesz zdecydować o kolejnem podejściu. I kolejnym. I jeszcze następnym. Nie przesadzaj bo jest haczyk - a jakże. Zbyt namolne dążenie do doskonałej odpowiedzi zastąpi to pytania innym. Chyba nie dostajesz punktów karnych ani żółtej kartki. Dalej masz 5 pytań do odegrania.

To co rekruter w emailu opisał jako zadanie na 5 minut w rzeczywistości zabrało prawie 40. Dałem radę ale wolałbym chociaż na Skypie z kimś pogadać na żywo a nie tłuc do kamerki. Na jakie pytania odpowiadałem filmowo:

  1. Jakie masz doświadczenie w cash&carry, wholesale i warehousing oraz tworzeniu / rozwoju oprogramowania. Czy pracowaleś w powyższych dziedzinach? Jak, po co, dlaczego?
  2. Czy nie przeszkadzają ci podróże po Anglii, wdrażanie naszego oprogramowania, szkolenie i udzielanie porad bezpośrednio klientom?
  3. Opisz przykladową implementację oprogramowania, w którą byłeś zamieszany. Jaka była twoja rola, jakie były wyzwania, przeciwności i jak z nimi sobie poradziles?
  4. Podaj przyklad trudnego klienta, dlaczego byl trudny, co zrobiles zeby bylo fajniej.
    No i ukochane przez wszystkich rekruterów a przeze mnie znielubiane; tym razem w zmodifikowanej, bardziej zjadliwej wersji:
  5. Gdzie się widzisz za 5 lat i co do tej pory uczynileś, żeby się tam znaleźć.

Filmiki poszły w świat ale nie dostałem żadnych recenzji. Może są obsypywane nagrodami na niezależnych festiwalach, kto wie...

Gdy tylko się dowiedziałem, że jest wakat w miejscu, gdzie poprzednio pracowałem, sprawy potoczyły się w miarę szybko. Inny zespół, inni ludzie, inny szef. Nie narzekam. Nie obeszło się bez rozmowy kwalifikacyjnej porą wieczorową oraz 7 pytań kompetencyjnych ale clue wieczoru były 2 bonusowe pytania od szefa szefa:

  1. Dlaczego odchodzisz z obecnej firmy?
  2. Jaką mam gwarancję, że za miesiąc, dwa czy sześć nie będziesz chcial wrócic do poprzedniego zespołu albo odejść?

Moje odpowiedzi były na tyle przekonywujące, że otrzymałem propozycję. Wszystko idealnie zgrało się w czasie. A 1 kwietnia zaspałem i moje nowe stanowisko pracy pojawiło się na LinkedInie dopiero w okolicach 14:17, kiedy już Prima Aprilis nie działa.