Takie rzeczy chodzą po ludziach

, blados

Córka zaziomaliła się z dzieciakami z sąsiedniej ulicy. Bardzo dobrze. Jak mawiają są plusy ujemne oraz dodatnie tej sytuacji. Niewątpliwym ujemnym plusem jest zwiększony ruch po domu bliżej niezidentyfikowanych głosów, trzaskanie drzwiami oraz dzwonienie do drzwi z częstotliwością reklam na Polsacie. Pewnego dnia stwierdziłem dosyć i przy każdym otwarciu drzwi prosiłem, groziłem oraz wręczałem łapówki. Wszystko po to aby następnym razem ziomale córki pukali. O dziwo, zaczęło to przynosić rezultaty już tego samego dnia. Oddałem się zatem twarz w objęcia słońca i pogrążyłem się w drzemce w ogrodzie.

Dzwonek do drzwi.

Serio? Dopiero co wszyscy nie-krewni i znajomi zostali pouczeni a tu już takie naruszenie ustalonego porządku? Nic to, uzbroiłem w odpowiednią na tę okoliczność przemowę udałem się do drzwi. Bez sprawdzania kto zacz, otworzyłem podwoje by ujrzeć parkę z dzieckiem w wózku.

~ Yes? - zapytałem uprzejmie.
~ Hello... - zaczęła lasia z wyraźnym polskim akcentem. ~ We are looking for Polish speaking families in this neighbourhood and we wonder if do you know any of them?

Przeleciałem jeszcze raz wzrokiem po rodzince. róbując znaleźć jakieś wskazówki co do podtekstu tego pytania i w związku z nim mojej odpowiedzi. Nic szczególnie nie przykuło mej uwagi: ~ Yeaaaaah... - przeciągałem to słowo wciąż probując się domyśleć w czym rzecz ale drzemka spowolniła tok rozumowania. Poddałem się. ~ W sumie to ja mówię po polsku. - odparłem zgodnie z prawdą.

Już po niecałej sekundzie wiedziałem, że coś jest nie tak. Zdradziło ich zbyt duże nagromadzenie emocji na twarzach po mojej odpowiedzi. Szczególnie mikstura ulgi i radości. Kobieta niezmiernie ucieszona, może nawet bardziej niż jej towarzysz, sięgnęła do swojej torebki mówiąc jednocześnie:

~ Ooooo... To świetnie! Bo my tu chodzimy i chodzimy, i szukamy szukamy...

Po krótszym niż chwila czasie wręczała mi do ręki ulotkę ze pytaniem:

~ Jak Ci się wydaje, czym jest Biblia?