Przekleństwa pracy z domu

, blados

Hurra! Udało się. Po nieskończonych prośbach, groźbach i błaganiach (wcale nie) przekonałeś swojego szefa (nie musiałeś) aby pozwolił ci pracować jeden dzień w tygodniu z domu (cały tydzień). Co dalej?

Mocne postanowienie, że nie chcesz tracić kontaktu z ludzikami ze swojego pokoju, zespołu, biura, departamentu. Że będziesz pisał, paczki wysyłał, a nawet odwiedzał co tydzień. I nawet przez pierwsze tygodnie to robisz. Brawo Ty. Ale kolejne mijają i nikną za horyzontem, a ty coraz bardziej zatracasz się w swoim domowym biurze. Zaczynasz powoli inwestować, żeby wygodniej się siedziało i klikało. Zaczynasz od stylowej klawiatury Polaroid za funciaka na skipie...

Stałeś się zwierzem niesocjalnym, podobnym do tych co nocami pracują. Kiedy ty masz czas wolny, inni tyrają. Gdy zasiadasz do biurka, goście przychodzą i od progu wołają: no nie, znowu będziesz cały czas przy kompie siedział? Niepisane prawo pracy w domu mówi, że nikt nie traktuje tego poważnie. Siedzisz w domu, to masz kupę czasu, możesz zrobic to i tamto. A czasem jest proporcjonalnie odwrotnie. Kiedy największy nawał, jedno dziecko na kolanie a drugie za rękę ciągnie. Chodź tata...

Kiedy nadchodzi dzień wizyty w biurze, czujesz że to nie w porządku. Że burzy to rutynę, którą już w miarę ustatkowałeś. Musisz swoją małą nową rzeczywistość przewrócić do góry nogami, żeby ogarnąć się na czas. Odnalezienie czegoś, w czym można pójść do pracy graniczy z cudem, trzeba się ogolić, przygotować coś do jedzenia, ogolić się a potem wreszcie spakować. I ogolić. No prawie 12 prac Herkulesa.

Samochodu nie witasz jak dawno niewidzianego ziomka. O nie, myślisz. I co ja teraz tu będę robił? Przede mną prawie pół godziny drogi, plus drugie pół z powrotem. O nie, dodajesz w myśli. Do 12 prac nie dopisałem przygotowania jakiegoś audiobooka lub długiego artykułu, żeby telefon mi poczytał w czasie podróży. O nie. Zatankować trzeba.

Dawno cię tu nie było ale trawa dalej na zielono pomalowana. A może liznęli ją pędzlem specjalnie dla ciebie? Trzymając się kurczowo tego pomysłu wchodzisz przez bramkę jak niegdyś. To już rok ale nie zauważasz drastycznych zmian. W sumie to zmian brak. Tylko całkiem nowe twarze mijają cię na korytarzu bez entuzjazmu. Stare twarze prezentują lekkie zdziwko ale po chwili wracają do swoich zadań. I oto twoje drzwi, wchodzisz bez pukania.

Na pamięć kierujesz swe ostatnie kroki do TWOJEGO biurka aby w przedostatnim zorientować się, że ono już nie czeka na ciebie. Stacja na laptopa nie wita. Ładowarka na telefon nie czeka. Fotel z imienną labelką przed laty wydrukowaną i przyklejoną w tajemnym miejscu dziś cię nie ugości. Tam siedzi ktoś inny. Ktoś, kto nawet nie zdaje sobie sprawy jakiego przewinienia dokonał. Nawet żadnego dowcipu nie klei dla rozładowania napięcia. Jesteś nikim we własnym biurze. Ale czy to dalej TWOJE biuro?

~ Tom, widze że już poznałeś Isabel?

PS Wszystkich, którzy dopatrują się tutaj jakichś nieścisłości odsyłam do FAQ / NZP, a w szczególności do odpowiedzi na pytanie Tak procentowo, to na ile prawdziwe są te wpisy?