Aquathlon #5, gdzie nauka w las nie idzie

, blados

I znowu ledwo człowiek choinkę spakuje do zielonego (recycling) śmietnika a ozdoby na strych wrzuci pojawia się on. Marzec. A w worku zapakowany przyniósł aquathlonik, co pobić na głowę miał tego z grudnia. Nie czytaj dalej jeśli oczekujesz relacji minuta po minucie bo raczej jej nie będzie...

Założenia na start pojawiły się dosłownie na kilka godzin przed, a miało być tak:

  1. Czas łączny lepszy od grudniowego Splash & Dash.
  2. Pływanko poniżej 8 minut.
  3. T1 na maksa wyciśnięty.
  4. Bieganie czasowo poprawione.
  5. Pudło w kategorii wiekowej hehe
  6. No i oczywiście bycie w tej lepszej połowie na mecie.

I to było pierwsze błędne założenie, że można sobie wyskoczyć z założeniami z kapelusza w ostatniej chwili. Drugie, że tych założeń jakoś dużo. Ale do rzeczy.

Czas ogólny lepszy od grudniowego

Na czas ogólny przypada czas pływania, przebierania się (T1) oraz biegania. Na imprezach bez mierzenia czasu chipem, zazwyczaj T1 nie jest wyodrębniany i czas biegu jest liczony od wyjścia z basenu razem z przebieraniem. Jak mawiają starzy górale uprawiający triathlon, pływaniem zawodów nie wygrasz ale możesz je przegrać a z drugiej strony, dlaczego sobie prędkość ograniczać na basenie, kiedy można cisnąć?

Możesz dowalić do pieca ile fabryka daje na baseniku, o ile płuca kumają co ty właściwie wyprawiasz. Znaczy się, że cisnąłeś już wcześniej, i to nie raz. A potem dociskałeś biegactwem. A może nawet na zakładkę trenowałeś. Kiedy więc na starcie stosujesz tę zagrywkę, nie jest ona czymś nowym dla ciała. Organizm nie dostaje nagle obuchem w tył głowy i nie zadaje pytania wielkimi literami: WTF MAN?, tylko grzecznie gna jak może po ugorze, zaprawiony w temacie.

Ale nie tutaj drodzy Państwo, nie tutaj, gdyż metry zrobione w wodzie a kilometry w terenie w ciągu ostatniego kwartału to mizeria jeno była. O ile wydaje mi się, że 5x5 jeszcze jakoś pomogło w wyniku pływackim i dało siłę w nogach, o tyle brak cardio spowodował, że nogi mogły szybciej a płuca nie nadążały. Czas ogólny wypadł 34:53 (11 minut straty do złota), czyli gorzej niż poprzednio (ale nie najgorzej hehe).

Podsumowując: D*PA BLADOSA

Pływanko poniżej 8m

Kiedy po raz pierwszy zrobiłem przymiarkę do swoich założeń na Swimathon (a on już 8 kwietnia), lekkie zdziwko moja twarz przybrała po pierwszych 16 basenowych długościach. Było szybko, mimo braku ćwiczeń. Stąd podejrzenie o pozytywnym wpływie 5x5 na pływanie. Te 400m mignęło hehehe w okolicach 8 minut, więc założenie, że można tę barierę złamać wydawało się jak najbardziej na miejscu.

A teraz pogdybajmy:
* mocniejsze śniadaniowanie,
* odstawienie kawy przynajmniej na tydzień przed startem (a lepiej to dwa),
* brak zalania lewego szkiełka w okularkach na pierwszej długości (Phelpsowi też zalało ale i tak wygrał złoto w Pekinie na 200m),
* przyłożenie się do sprintów,
* więcej pływania...

to byłoby lepiej niż 7:59 hehehe

Wnioskuj: BLADOS PŁYWA PO POLSKU!

T1 na maksa wyciśnięty

Prawie dwa lata temu kupowałem buty na rzepy z myślą o T1. Ponad rok temu kupowałem tri strój z myślą o urwaniu kolejnych sekund. A kiedy juz po zawodach pani obok miała prawie kolizję z moją z rozmachem otwieraną szafką, sypnąłem mądrością, że T1 to jedyny element, który można ćwiczyć do oporu bez wychodzenia z domu. Taki mądrala ze mnie.

Ale wcześniej siedząc w strefie obmyślałem w jakiej kolejności ułożyć graty, bo nie od razu było to oczywiste. Buty na samym dole, czy na samej górze? Ręcznik będzie potrzebny? Temperatura powyżej 5 stopni była więc nie było mowy o żadnych dresikach - tym razem tylko buty, lekka bluza, bandama i pas startowy.

I kiedy się wydaje, że dałeś czadu i jak rakieta ubrałeś te gażdżety, to się okazuje na wynikach, że czas T1 połączyli z bieganiem...

Puentując: NAPRAWDĘ JAKA JESTEŚ NIE WIE NIKT (CZASÓWKO)

Bieganie czasowo poprawione

Chciałoby się zaśpiewać im więcej biegasz tym mniej. Ciężko było. Naprawdę. Zaraz zaraz, ile tych kółek było? 4 okrążenia po dzielnicy i okolicy. Udałem się na rekonesans w laczkach i kawą w termosie aby sprawdzić oznaczenia trasy (były) ale to był raczej ten z głupszych pomysłów hehe Nie miałem czasu aby całe okrążenie zaliczyć w laczach. Tak więc biegane było po asfalcie i chodnikach, mijane były osobniki płci wszelkiej, jedni z zakupami, inni czekający na przystanku na autobus - nie da się zaprzeczyć, że klimacik był. Wyobraź sobie, że czekasz na autobus a tu co jakiś czas mijają Cię te same zasapane osoby z numerami na brzuchach.

Kiedy wyszedłem z basenu zdychałem. Dosłownie. Dotruchtałem do T1, raz dwa zmiana i noga za nogą na trasę. Ale dyszałem! Po pierwszej połowie pierwszego okrążenia razem z wdechem (a może wydechem?) zaczął się pojawiać jakiś bliżej niezidentyfikowany dźwięk. To nie był dźwięk nikogo przede mną ani za mną. Sprawcą tego hałasu byłem ja. I wtedy myśl się pojawiła, że po co to komu, kończymy hehe

Wiedziałem, że mam pływanie zrobione poniżej 8 minut, bo zdążyłem wyjść z basenu zanim następna tura wchodziła (a wchodziły co 4 minuty) więc generalnie zwycięstwo. Alę ciągnąłem te dźwięki dalej za sobą. Aż wstyd, że tak jęczałem. I chyba dopiero na 3 okrążeniu było w miarę bezdźwięcznie.

Kiedy kończyłem pierwsze kółko zobaczyłem wolontariuszy nakładający gumki recepturki na nadgarstki zawodników. O nie, tym razem się na to nie nabiorę hehe Na szczęście obyło się bez rundy honorowej.

Nie było tłoku na trasie, wyprzedziłem kilka razy, mnie kilku wyprzedziło ale bez dramaturgii. Szczerze mówiąc, to kiedy moje jęczenie ustało to czułem, że w nogach siła jest ale nie przyspieszę, gdyż płuca włączą syreny. Lekki niedosyt zatem pozostaje.

Konkludując: POPRAWIONO UMOCOWANIE CHUSTY NA GŁOWIE

Pudło w kategorii wiekowej hehe

Nie będę naokoło dryfował do puenty - w swojej kategorii wagowej byłem przedostatni. Jeszcze 3 lata i wskoczę w widełki kolejnego przedziału więc teraz uwaga. Czy zarzynamy się, żeby w aktualnej się wybić czy dobrze się przygotowujemy na debiut w kolejnej? hehe

Reasumując: ani trafiony, ani zatopiony czyli... pudło!

No i oczywiście bycie w tej lepszej połowie na mecie

Dawno, dawno temu, za pierwszym razem chodziło o to, aby nie przybiec ostatnim. Skoro apetyt rośnie w miarę jedzenia (bezedura), to przeistoczyło się to w pragnienie bycia w lepszej połowie. Czyli tej bliższej złotu. Zapewne drogi Watsonie słusznie dedukujesz, że bez pudła z poprzedniego założenia, najprawdopodobniej i to legło. Ano poległo i ono. Może gdyby wszyscy zapisani stawili się na starcie oraz zechcieli się nie ścigać ze mną to i może... A tak miejsce 27 na startujących 50 daje czołowe miejsce w drugiej połowie.

Summa summarum: Ale co lepsze? Połowa czy połówka na mecie?

I co dalej? No nic, dalej będzie lepiej. Z występu na występ coś idzie do przodu i nie jest to wypadkowa przypadku. A jeśli idzie coś nie po myśli, to wiem co i jak. Nauka w las nie idzie. Mógłbym teraz rozpisać jaki plan naprawczy a raczej budowy rozpoczynam ale chyba jeszcze nie. Konkurencja nie śpi hehe Tymczasem już za 3 tygodnie pływanie na 5km, zostańcie z Nami!